WalewskiSawicki
20.2.2001, 21 lat

Rafaello

Rafaello

I

Uwaga! Znalazłem w lodówce… Będzie reklama. Mianowicie, znalazłem – na półce, wydzielonej tylko do swojego użytku – RAFAELLO. Leżało między żółtym serem, a pętem kiełbasy.

Od razu zacząłem się zastanawiać, dlaczego Baba, u której mieszkam, położyła je akurat na mojej półce? Może chciała mi zrobić jakąś niespodziankę, przyjemność? Cholera wie te baby, co im do łba może strzelić…

Prawie już sięgałem po to Rafaello, chciałem otwierać… W tym momencie przypomniałem sobie, jak kiedyś zostawiłem w kuchni na szafce ciastka. Baba wcięła je wszystkie na spółkę z Synem. Wcale nie było mi wtedy miło. Więc jeśli Baba pomyliła półkę i Rafaello znalazło się w mojej części lodówki tylko z przypadku, to w tej sytuacji byłoby głupio je zjadać i wychodzić na takiego samego, nienażartego łakomczucha. Dlatego zostawiłem je w spokoju. To znaczy – przełożyłem je na półkę Baby.

Zdziwiłem się trochę, kiedy jeszcze tego samego dnia Rafaello znalazło się z powrotem na mojej półce. Pomyślałem jednak – nie moje, więc nie ruszam. Do mnie nie należy, więc niech sobie tam leży. I leżało – tak jak je zostawiłem.

Czasami miewałem na nie wielką ochotę, czasem prawie już je jadłem – ale w tym momencie przypominałem sobie zjedzenie ciastek. Od razu postanawiałem nie wychodzić na kolejnego buraka i odkładałem je na miejsce. Takim sposobem Rafaello poniewierało się po półce dobre kilka tygodni.

Aż pewnego razu, kiedy przygotowywałem sobie kanapki, weszła do kuchni Baba, otworzyła lodówkę i zapytała:

– To Rafaello, które leży tu od kilku tygodni, jest twoje?

– Nie – odpowiedziałem zdziwiony. – Nigdy nie kupowałem sobie Rafaello.

Natychmiast jąłem się zastanawiać, czego ta Baba może w ogóle chcieć w związku z tym całym Rafaello? Sama je podrzuciła, później przełożyła na moją półkę, a teraz jeszcze się głupio pyta, czy to moje!

– Ono jeszcze tak trochę poleży i się zepsuje – rzekła.

– Jak pani chce, to może je pani zjeść, bo ono na pewno nie jest moje – odparłem zdecydowanie.

I Baba zjadła Rafaello.

II

Zacząłem sobie przypominać czy mama nie włożyła mi przypadkiem jakiegoś Rafaello do torebki z żywnością. Wtedy byłoby moje. Ale nie mogłem dostać Rafaello. Gdyby tak było, pamiętałbym to, choćby przez mgłę. Wobec tego doszedłem do wniosku, że Rafaello na mojej półce znalazło się czystym przypadkiem.

Czyste przypadki zdarzają się ludziom rzadko, ale zdarzają się. Każdą osobę spotyka kiedyś taka chwila, w której jest ona niezmiernie zdziwiona – wtedy na ogół stwierdza się, że zdarzył szczęśliwy albo pechowy wypadek. A jest to tak naprawdę czysty przypadek.

Rafaello może każdemu kiedyś wlecieć do lodówki. Mógł ktoś za oknem „rzucać się” Rafaello, to zaś zahaczając o gołębia zmieniło trajektorię lotu, skierowało się w stronę czyjegoś kuchennego okna, gdy ten akurat wyciągał z lodówki kiełbasę i tak jakoś wleciało do środka, że nawet nic nie było słychać, bo w tle grała głośna muzyka... Sposobów na takie wlatywanie Rafaello do lodówek jest z całą pewnością bez liku, więc nic dziwnego, że jeden z nich został właśnie wykorzystany.

Więc skoro takie przypadki zdarzają się, moje początkowe zdziwienie minęło bardzo szybko i nawet wydawało mi się to całkiem normalne, że Rafaello się znalazło w lodówce Baby, właśnie na mojej półce.

Jednak wtedy, kiedy kilka dni później pojawiło się w lodówce następne Rafaello, byłem bardzo zdziwiony. Wszyscy byli bardzo zdziwieni.

Cały czas uważałem, że Rafaello podkłada mi Baba. Jakoś nie pasowało to do Syna. Nie mogłem sobie wyobrazić, że zrobiłby coś takiego. Baba natomiast podejrzewała mnie. Dla pewności spytała nawet Syna czy to nie on podsuwa te Rafaello – lecz nie przyznawał się, powiedział, że żadnych Rafaello w ogóle nie widział czy coś w tym rodzaju. Więc utwierdziła się w przekonaniu, że Rafaello podłożyłem ja. Powiedziałem, że Rafaello nie jest moje, więc może je zjeść, jeśli chce.

I tym sposobem Baba zjadła także drugie Rafaello.

*   *   *

Od tamtego czasu Rafaello przestały się pojawiać w lodówce.