WalewskiSawicki
12.10.1997, 17 lat

Lewa noga

Lewa stopa
Sukces jest po prostu oznaką szczęścia.
Spytaj jakiegoś nieudacznika.

Earl Wilson

I

Frycek był kimś wyjątkowym. Nie miał szczególnych umiejętności – przeciwnie, we wszystkim był wręcz zastraszająco przeciętny. Także z wyglądu – szaraczek. Na pierwszy rzut oka – czysta esencja powszedniości i zwyczajności.

Jedyne, co go wyróżniało to pech. Wszyscy o nim wiedzieli, wszyscy go czuli. Czasem prawie nie istniejący, innym razem znów tak potężny, że wokół ciała Frycka roztaczała się niemal fizycznie namacalna aura nieszczęścia.

Osoby znajdujące się pod jej wpływem zaczynały nagle odczuwać fizyczne dolegliwości, potykać się, spadać ze schodów i łamać nogi. Działające do tej pory dobrze zegarki gubiły rytm, zaczynały wariować, chodzić wstecz lub przystawać. Walkmany cichły, wcinały taśmy w głowice. Zapalniczki niemal same wypuszczały gaz i wzniecały kieszonkowe eksplozje, papierosy gasły, a niedopałki rozpalały pożary. Samochody prawie świadomie prowokowały wypadki. Przechodnie niemal z własnej woli kierowali się pod koła tramwajów, lub przewracali pod nadjeżdżające tiry. Rolnicy obsługujący sprzęt zmechanizowany… Tyle już chyba starczy.

Pech ów, jak wszystko, miał swą przyczynę. Otóż, zawsze, kiedy Frycek wstał lewą nogą, jego aura jakby dostawała zastrzyk skondensowanej energii, rosła i potężniała. On znajdował się, rzecz jasna, w jej epicentrum – i cierpiał z tego powodu straszliwie, a jakby nie dość, że najbardziej odczuwał jej zgubne działanie, dostawał dodatkowo baty za pecha swoich sąsiadów.

Jeżeli dzień akurat był lewonożny, Frycek bał się poruszyć, nie mówiąc już o wyjściu z domu. Zaczynało się zwykle skromnie. Na przykład – po pobudce drobne podrapanie przez szczura, czy wdepnięcie na rozsypane pinezki. Później temperatura rosła – pogryzienie przez dobermana sąsiada, czy stąpnięcie bosą stopą na rozgrzany prodiż. Finał – lepiej nie mówić! Przejechanie, okaleczenie przez samochód, zbiorowy gwałt, wymyślne tortury… A w międzyczasie niewiele lepiej.

Oczywiście, Frycek nie był półgłówkiem. Już jako noworodek zdążył spostrzec, od czego zależy czy zupka wypali mu języczek przypadkowo dorzuconą papryką, albo zanadto podgrzana woda do kąpieli pozostawi na pupie bąble. Wiedział, że winna była noga, lewa noga, i starał się jak mógł, aby nie dopuścić do wstania na lewo.

Sposoby stosował przeróżne. Czasem, gdy był szczególnie zdeterminowany przywiązywał sobie lewą nogę do wezgłowia łóżka, tak aby po obudzeniu można było podnieść jedynie prawą. Ponad łóżkiem wisiał ogromny plakat, przestroga – zdjęcie lewej nogi po złamaniu otwartym.

Lecz nie zawsze działało to prawidłowo – głównie w wyniku działań rodziców. Para nieżyciowych teoretyków uważała „przesąd” Frycka za bzdurę i zawsze gdy tylko mogli, sabotowali plany syna. Matka potrafiła wstawać o drugiej w nocy, by go wyplątać ze sznurka, ojciec zaś zdejmował plakat z sufitu (wciąż uważa, że był on ohydny).

Zresztą, przykre wypadki zdarzały się także bez pomocy rodziców. Jako że Frycek spał snem nerwowym i niespokojnym, często przewracał się z boku na bok – czasem sam uwalniał się ze sznurka, by później, zaspany, prawie nie spojrzeć na plakat. I wstawał – lewą nogą.

II

Nadeszła matura. Frycek dożył lat osiemnastu – w zasadzie można by sądzić, że graniczyło to z cudem. Graniczyło, i tak – i nie, bo pech był cwany i zawsze dbał, aby mieć robotę na przyszłość. Nie znosił wprost bezrobocia.

Frycek zdążył go dobrze poznać i rozumiał to doskonale. Tym razem postanowił nie ryzykować. Kupił na targu kajdanki i co noc przykuwał sobie obie nogi do specjalnych uchwytów.

Wyjście to miało wadę, jak każde radykalne rozwiązanie. Mianowicie, kajdanki niemalże uniemożliwiały zaśnięcie. Frycek z wielkim trudem przetrwał egzaminy pisemne i pierwsze dwa ustne, jednak po kilku bezsennych nocach brakło mu już życiowej energii. Pił kawę jak smok i łykał pastylki z kofeiną. Chociaż wykańczał się, i tak było to lepsze od tego, co mogło go spotkać bez zachowania środków ostrożności.

Jednak brak snu zrobił swoje. Frycek, jadąc na ostatni egzamin – ustny z matematyki – na chwilę przysnął. Przysnął, a wstał, nawet o tym nie wiedząc, lewą nogą.

Odpowiadał prześlicznie. W zasadzie nie zaistniała najmniejsza potrzeba użycia któregoś z wyjątkowo trudnych wzorów, napisanych na dłoni tuż przed wejściem na salę. Już po wylosowaniu pytań był pewny, że nie będzie miał z nimi najmniejszych problemów.

Ale pech nie próżnował, czekał tylko na odpowiednią okazję aby dać znać o sobie. I kiedy już odpowiedź miała się ku końcowi i Frycek kończył ostatnie zdanie, na szyi dyrektora, za kołnierzykiem siadła przypadkowo zbłąkana osa. Dyrektor poprawił kołnierzyk i zawył z bólu. A Frycek, przerażony nagłym hałasem, dostał ataku epilepsji.

Z początku wyglądało to na zwykłe zasłabnięcie. Leżał na ziemi sztywno, nieruchomo, kiedy nagle jego ręce i nogi ogarnęły konwulsyjne drgawki. Łopotał kończynami niczym kot, wrzucony do wanny wypełnionej do połowy wodą, z gładkimi ściankami. Trzepotał tak całym sobą, zapominając o bożym świecie, aż dłoń z wzorami otworzyła się i wykręciła w kierunku oszołomionej komisji.

*   *   *

– Kolego... Nie zdałeś! – usłyszał po przebudzeniu.

III

Tego już było za wiele! Miarka się przebrała. Frycek, rozwścieczony do ostateczności, postanowił tego samego dnia rozprawić się z nogą i pozbyć się jej raz na zawsze. Miał dosyć – wolał być kaleką, chodzić o kulach, cokolwiek – tylko nie pech.

„Amputacja byłaby chyba najlepszym rozwiązaniem” – powiedział kiedyś dla żartu.

Teraz wracał do domu, zupełnie poważnie rozważając, w jaki sposób ma tego dokonać. Szedł zamyślony, nie zwracając prawie uwagi na napadające go dzieci i jeżdżące po stopach rowery. Zignorował nawet ucięcie palca przez urwaną łopatę wentylatora. Owinął go tylko chusteczką higieniczną, zapakował w milczeniu do plecaka i skręcił w stronę szpitala.

Ale kiedy tuż przed nosem zamknięto mu szlaban kolejowy, stracił ostatnie resztki cierpliwości. W nagłym napływie złości podbiegł do toru, po którym zbliżał się pociąg. Nie zważając na krzyki ludzi położył nogę na szynie.

Maszynista zareagował szybko. Rozległ się przenikliwy jazgot hamulców.

*   *   *

Lecz Frycek nie miał szczęścia. Pociąg wykoleił się i pomyłkowo obciął mu prawą nogę, zostawiając resztę ciała zupełnie całą.